DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: kosinus28-08-2013
Pan Czesiu

Nie pochodzę z rodziny z tradycjami łowieckimi, a przynajmniej nie od Ojca i Dziadka. Ostatnim krewnym łowcą był mój pradziadek. Kiedyś każde wakacje spędzałem w lesie niemal dwa miesiące pod namiotem. Nauczyłem się tam obcowania z przyrodą i bliskości otaczających mnie dzikich zwierząt.

Przytrafiło się, iż pewnego dnia tata załatwił mi wyjście na prawdziwe polowanie z leśniczym, u którego obozowaliśmy. Wyjście to pozostało w mojej głowie jak nagrany film, obrazy są żywe jakby wydarzyło się to wczoraj. Pan Czesław zabrał ze sobą dryling - kiedyś nie wiedziałem co to takiego i wyobrażałem sobie ze ta trzecia lufa to miejsce na wycior do tych dwóch grubszych osadzonych nad nią.
Ruszyliśmy lipcowym wieczorkiem w stronę lasu przez zagony pana leśniczego gdyż prowadził on także swoje małe gospodarstwo. Dróżka biegła pod górkę dobrze wybrukowana poniemieckim różowo-czerwonym kamieniem. Już po paru chwilach znaleźliśmy się wśród dużych sosen rosnących na zboczu wpadającym do małej rzeczki, płynącej gdzieś w niezbadane przestrzenie zielonej gęstwiny. Usiedliśmy w dogodnym miejscu, przy drzewie, w oczekiwaniu na chmarę łań z cielakami, która się tędy przemieszczała niemal codziennie. Przynajmniej tak twierdził mój przewodnik. Siedziałem cichutko przejęty podniosłą dla mnie atmosferą polowania. Bałem się poruszyć by nie zepsuć tego wyjścia mając w pamięci przestrogi taty bym zachowywał się jak najciszej potrafię i nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów a nade wszystko słuchał co każe mi pan Czesław. Komary cięły ale dzielnie znosiłem ich ataki nie poruszając się prawie wcale. Leśniczy miał nosa, nie czekaliśmy długo, łanie wyłoniły się z pomiędzy drzew jak duchy, bezszelestnie. Szły ostrożnie, z pozycji ziemi ich suknie niemal zlewały się kolorami lasu. Pan Czesiu nie był już wtedy pierwszej młodości i ich jeszcze nie widział jednak ja już je dostrzegałem wyraźnie. Zdziwiony iż myśliwy nie wykonuje żadnych ruchów szeptem powiedziałem „idą”. Leśniczy usłyszał to i zaczął się intensywnie przyglądać, mierzyć i znów przyglądać. Wtedy myślałem że coś nie tak z jego oczami a teraz już wiem ze to po prostu odpowiedzialność i chęć wybrania właściwej sztuki o raz oczekiwanie na czysty strzał spowodowało, że zwierz przeszedł spokojnie i poszedł w swoją stronę w ciszy, bez wystrzału. Po jakimś czasie zabraliśmy się stamtąd by obejść jeszcze trochę lasu bo może jeszcze je spotkamy a może dziki przyjdą. Po drodze Pan Czesław tłumaczył mi jak się strzela z breneki jakie trzeba zrobić wyprzedzenie do biegnącego dzika i takie tam inne ciekawostki z myśliwskiego świata. Opowiedział mi też historię jelenia byka, którego strzelił na komorę a on przebiegł jeszcze dobre 200 metrów i jak to przy patroszeniu okazało się, że kula przeszła dokładnie przez środek serca. Od tamtej pory też już wiem ze "mała lufa" w drylingu to nie miejsce na wycior. Po zmroku wróciliśmy do leśniczówki. Następnego dnia leśniczy poszedł sam w knieje i później miałem okazję oglądać upolowaną przez niego łanię. Wydawało mi się że byłem cicho i nie przeszkadzałem ale może mi się tylko tak wydawało.

Niby zwykła nieskomplikowana historyjka, bez wielkich czynów i opisów, bez patosu. Szare myśliwskie wyjście do lasu ze strzelbą. Sytuacja ta jednak miała miejsce 26 lat temu i była w pewien sposób, w chłopięcym sercu... baśniowa. Nadal wszystko widzę jakby to było wczoraj. Teraz już od kilku sezonów sam jestem myśliwym i powiem wam, że teraz już wiem, że to gdzieś zasiane myśliwskie ziarno we mnie rosło i kiełkowało – długo strasznie ale może to i dobrze.

Pana Czesława już nie ma. W tym roku zmarł a ja nie byłem na jego pogrzebie, nie pożegnałem się z nim. Bardzo tego żałuję, za późno się w tym wszystkim połapałem. Niech ten tekst będzie podziękowaniem i pożegnaniem dla niego. Panie Czesiu odpoczywaj w pokoju w Krainie Wiecznych Łowów. Niech Święty Hubert przyjmie Cię od grona swoich rycerzy.




10-07-2014 22:56kosinusHej naleśnik. To jest opowiadanie, zarys pamięci sprzed lat.
Pan czesiu strzelil byka i to był sierpień. Pisalem to na kolanie bo chciałem pożegnać bliską osobę a ty na to naplułeś tym komentarzem. Zwracac uwagę jest łatwo, empatia i takt
jest darem.
10-07-2014 16:21NaLeSnIkNie żebym się czepiał ale "lipcowy wieczór..mierzenie do łań..strzelił łanie.."

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.