|
autor: fousek26-08-2005 Dzik na pomarańczę
|
Jak zwykle wróciłem po pracy do domu około 18. Zrobiłem sobie kolacje... zjadłem, zasiadłem w fotelu i właczyłem TV. Jak zawsze nic ciekawego nie było. Z nudów poczułem błogi stan z smacznie zasnąłem. Obudził mnie dzwonek do drzwi, to wrócił do domu brat. wstałem i stwierdziłem, że wogóle nie chce mi sie spać. I co tu robic...? hmmm może do lasu jechac?!
Wyszedłem na tars zapaliłem papierosa i zacząłem sie zastanawiać. Widoczność była super. Pomimo braku ksieżyca śnieg daje super jasny widok. Spojrzałem na zegarek, była godzina 22 30. Cóż, wpakowałem sie w mojego cudnego BOBA eleganta i pojechałem. W drodze tak sobie myślałem, gdzie tu pojechać... może pola, a moze pospacerowac po lesnych duktach. To był dylemat. Gdy dojechałem do leśniczówki, w której jest ksiązka postanowiłem się wpisac na wysoki las. Wpisałem dwa odziały, w których miałem zamiar spotkać dziki. Odziały te to same młodniki i mozliwosc spotkania dzika była tylko na liniach odziałowych.
"Samochód" zostawiłem pod spalonym bukiem. Przeładowałem sztucer i ruszyłem. Śnieg dosyc skrzypiał pod butami co nie napawało mnie wielka nadzieją. Ale cóż pomyslałem jak już tu jestem to idę. Szedlłem bardzo powoli z nóżki na nóżkę. Najpierw obrałem kierunek na dębinę, która była sąsiadującym odziałem z moimi młodnikami. To tam właśnie najbardziej liczyłem na dziki. Niestety zawiodłem się, na jesiennych opadówkach żerowały tylko dwie kozy. Udało mi sie je podejść na około 30 m co bardzo poprawiło mi humor. Pomyślałem, skoro po tym skrzypiacym śniegu podzszełem sarny na kilkanaście kroków, to dlaczego mam nie podejść buchtujących dzików?! Troszke z lepszym nastrojem udałem sie w stronę przesmyków, którymi dziki podąrzaja na łąki i pola. Uszedłem może około 200m od dębiny i usłysałem łamanie gałęzi w młodniku.Trzaski przesuwały sie wyraźnie w moim kierunku. Oparłem sztucer o kolano i czekałem. Czas ten dłużył mi się okropnie. Odgłos który dochodził z młodnika nie był głosem watahy! Bardzej mi to pasowało na jednego góra dwa dziki. Po około 10 minutach przed oczami ukazł mi sie dość przyjemny choć nie strzałowy widok. Przedemnie na linię wyszedł byk, co miał na głowie nie byłem w stanie stwierdzić, ale był napewno młodym obustronnie kronym bykiem. Postał chwile i poszedł spokojnie w strone pól. Powoli zacząłem wątpić w spotkanie z czarnuchmi. Mimo to, polowanie zaliczyłem do bardzo udanych.
Spojrzałem na zegarek dochodzła 24 00. Już dość zmarzniety i trochę senny obrałem kierunek w strone auta. Stanąłem jeszcze na skraju małej enklawki i zapaliłem papierosa Pogoda była zupełnie bezwietrzna. Dym unosił sie rowniótko i powoli do góry
Do samochodu miałem jeszcze około 800m. Dukt wiódł pomiedzy 12 letnimi młodnikami. Uszedłem może około 300m i włożyłem rękę do kieszeni, a tu jest pomarańcza :-) Stanąłem na środku lini i zacząłem obierać ją ze skórki. Cała moja uwaga była skupina na owocu. Aż nagle, przede mną, w odległosci około 20m coś czarnego przsłoniło mi linię. Podniosłem głowę. a tu dzik buchtuje lnie. Wpadłem w mały szok... w zębach pomarańcza, sztucer na ramieniu, w koło młodniki, a przedemna spceruje wycinek. I co ja mam teraz zrobić... ?? Przypomniałem sobie wtedy rade mojego profesora myślistwa, św. pamieci dziadka. Zawsze powtarzał mi, tylko spokój, opanowanie i spokój. Powoli więc zjadłem cytrusa, a dzik dalej chodził w tą i z powrotem. Klękając powoli ściągałem broń z ramienia. Z racji że krotność lunety ustawiam na podchód na 6 musiałem przestawic do 3 bo odległość, która dzieliła mnie od dzika jak się okazało pożniej wynosiła 17 kroków.
Naciągnołem przyspiesznik i wyczekałem moment gdy dzik ustawł sie na blat strzeliłem. Padł w ogniu. Spokojnie zapaliłem papierosa. Odczekałem 10 minut, podszełem do mojej zdobyczy i stwierdziłem, że przyjemnosci sie skończyły. Trzeba zacząć robotę :-) nóż w rękę i jedziemy z koksem. Całe szczęście, że udało mi sie podjechac autem pod samego dziczka.
W domu waga pokazała 72 kg.
|
|
| |
10-11-2006 10:02 | Driada | Witaj Czeski:)
Widocznie odkryłes nowy sposób wabienia czarnuszków:) Gratuluję!!
Sytuacja w której postawił Cie dzik i sposób jej przedstawienia mnie rozbawił-hehe:D Świetnie Ci to wyszło... To kiedy zabierasz mnie ze sobą, hm?? :) Pozdrawiam serdecznie:) | 31-08-2005 21:15 | Emill | fousek bardzo piękne opowiadanie ..świetnie sie czyta... az normalnie szkoda że takie krótkie.... Gratuluje dziczka Pozdrawiam DB | 26-08-2005 13:04 | warchlaq przebiegły | A ostatni kęs? a złom? |
| |