|
autor: Alej.....17-12-2007 Telefon ...
|
Jest więc tak jak się spodziewałem. Na dzisiejszej zbiorówce spotkałem cię znowu. O, masz nowy kapelusz. I to z piórkiem ...
A'propos nowości, masz też, jak widzę, całkiem fajny, zielony telefon. Taki ... myśliwski. No super. Naprawdę fajny.
I przy tym telefonie może już zostańmy, bo właśnie zbliżyliśmy się do sprawy, o której chciałem ci, dziś, tak w środku dnia, powiedzieć. Bowiem dosyć długo leży mi ona na wątrobie.
Tak więc, już na odprawie myśliwych, dowiedziałem się od ciebie, że oryginalnych części, gdzieś - nie zapamiętałem już gdzie - jeszcze ci nie dowieźli a na ewentualne podróbki, ktoś zupełnie inny, nie chce dać odpowiadającej ci marży. Dobrą chwilę to wszystko trwało gdy, z ręką przy uchu i gestykulując dobitnie, zacząłeś w końcu krzyczeć do tej swojej słuchawki ... Aż - no wreszcie! - prowadzącemu polowanie puściły nerwy. Na jego bezpośrednią reakcję postanowiłeś w końcu się rozłączyć choć ze zdziwioną miną rozgladałeś sie dookoła, jakbyś nie bardzo rozumiał w czym problem.
Przypominam sobie gdy, może ze dwa tygodnie wcześniej - no góra trzy, choć wyglądałeś zupełnie inaczej, byłeś wtedy zdecydowanie wyższy i w czapce z nausznikami no i, raczej, nie w gumofilcach, zachodząc do drugiego miotu powiedziałeś nam o kłopotach z używkami swojego młodszego (chyba?) syna, który to bierze już właściwie wszystko. A na dodatek, jakby tego było jeszcze mało, popija te dziadostwo wszelkimi możliwymi płynami. No jak leci. I, że jesteś już bezsilny, nie wiesz co począć i takie tam. W końcu sam gadać skończyłeś, bo jakoś nikt, w tych okolicznościach przyrody, nie miał na tyle delikatności żeby, stosownie wcześniej, ci przerywać.
Do dzisiaj większość z nas twierdzi, choć nie mamy oczywiście stuprocentowej pewności, że to przez twoje do telefonu gadanie niezwykle rzadkie, wiadomo - jak to u nas, dziki przedwcześnie opuściły młodniki pod Mareszką.
Pamiętam, i to znów doskonale, gdy pewnego razu posunąłeś się nawet do tego, przyoblekając się uprzednio - całkiem chytrze zresztą - w myśliwego płci przeciwnej, żeby poinformować nas wszystkich, posilających i rozgrzewających się właśnie przy ognisku, o wynikach twoich badań, przeprowadzonych kilka dni wcześniej u niejakiego prof. Rytko w Specjalistycznej Klinice Położnictwa i Macierzyństwa - czy jakoś tak - w Zabrzu chyba ... Choć sprawy to, przyznasz, wyjątkowo osobiste, intymne, przygasiłeś nimi - co mogło by sie komu wydać niemożliwe - ogniskowy gwar. Ja sam nawet, chcąc nie chcąc, grzejąc na ogniu wyjętą z torby kiełbasę i sącząc ciepłą jeszcze herbatę, słyszeć to wszystko słyszałem. No musiałem.
Nie wiem czy będziesz to akurat pamiętał – pewnie nie, bo któż by spamiętał sto rozmów dziennie – gdy raz, po skończonym właśnie miocie, schodziliśmy razem w dolinę. Brzegiem strumienia. Podniecony, bo gdzieś z daleka usłyszałeś (każdy słyszał) strzał, zacząłeś wydzwaniać, po kolei, do wszystkich: kto strzelał? Heniu? a gdzie? a do czego? ... Nawet do mnie zadzwoniłeś. Choć ja szedłem tuż obok ciebie – no przecież musiałem, inaczej skąd bym to wszystko wiedział?
Nim, w każdym bądź razie, zeszliśmy w dolinę, na zbiórkę, każdy z naszej flanki o Heńkowym, medalowym odyńcu wiedział już praktycznie wszystko. I chyba jedynie dokładna długość szabel, i grubość fajek w milimetrach, stanowiła dla nas pewną tajemnicę - choć nie do końca bo ty już spodziewane rozmiary, telefonicznie oczywiście, gdzieś dalej podawałeś ... Nic ci wtedy nie mówiłem - bo, po pierwsze, zajęty byłeś swoim telefonem a, po drugie, pewnie i tak byś nie zrozumiał - ale zepsułeś mi (nie tylko!) niespodziankę, jaką zawsze stanowi dla mnie efekt udanego miotu, gdy podążam na zbiórkę a kiedy to nie ja akurat strzelam.
I nie jest to, niestety, koniec jeszcze. Bo jak sięgam pamięcią - a mam ją jeszcze całkiem nie kiepską - praktycznie zawsze, gdy tylko udaję się na ulubione zbiorowe polowanie (również wszędzie indziej ale teraz chodzi mi głównie o nie) zwykle stajesz gdzieś koło mnie. Choć przeważnie wyglądasz zupełnie inaczej to ja, jednak, rozpoznaję cię natychmiast. I to bezbłędnie. Wystarczy mi, że usłyszę pierwszy sygnał dzwonka twojego telefonu a wiem już na pewno, że jesteś gdzieś całkiem niedaleko. A często nawet zupełnie blisko. I z reguły wystarczy, a niekiedy nawet nie trzeba, się rozglądnąć by w swym przekonaniu się utwierdzić.
Korzystając z tego, że mogę tu pisać, ale kończąc już - gdyż rozpisywać się dalej nie zamierzam - zwracam się do ciebie, mój drogi kolego, abyś oszczędził mi, jeśli to tylko jest możliwe, tych swoich problemów. Bo, po pierwsze, tak naprawdę to naprawdę mało, żeby nie powiedzieć dosadniej, mnie one obchodzą a po drugie, swoich mam wystarczająco dużo. Ze swej strony obiecuję, tak jak dotąd, starać się nie zawracać ci głowy moimi sprawami. Jakie by one nie były. Jeżeli już będę musiał, bo jasne że i tak może się zdarzyć, odejdę gdzieś na bok by, cichutko, zamienić dwa słowa z moim, ewentualnym, rozmówcą. Bo, generalnie, jeżeli już zabieram telefon do lasu to jest on zawsze wyłączony. Choć pod ręką - w oczekiwaniu na ważną jaką konieczność użycia, która oby nigdy nie nastąpiła! I – muszę ci to jeszcze powiedzieć - nie zniósłbym, chyba, sytuacji gdyby choć jeden z niego dzwonek miał ci przeszkadzać w tym czego w kniei szukasz. Czegokolwiek byś w niej nie szukał ... |
|
| |
23-12-2007 21:29 | ULMUS | strzał w dziesiątkę ! | 18-12-2007 12:19 | MARS | Hehe, a ja bym mu kiedyś zrobił numer i podczas zbiorówki zadzwonił z ostrzeżeniem że ciągnie na niego zyciowy odyniec lub byk i czy też go widzi :-))) | 18-12-2007 09:31 | Driada | Ciekawe,życiowe opowiadanie:)
Sprawdzające się ie tylko w łowieckim swiecie, ale równie w kazdym innym, gdzie królują "komórkowcy" ;)
Pozdrawiam :) | 18-12-2007 07:57 | Gończak | No cóż.....W tym gościu z zielonym telefonem jest odrobina każdego z nas. Przykre to, ale wiekszośc bez tego czarodziejskiego pudełka nie może sie już obejść. A im głośniej dyskutują, tym ważniejsi - w ich mniemaniu - się stają.
Darz Bór. | 18-12-2007 07:33 | lowca | Ja też znam tego klienta z komórą, tyle, że mój nosi słuchawkę na uchu non stop. Przyklekjona czy co?!
Pozdrawiam
DB | 17-12-2007 21:38 | Oisyr | Najfajniejsze jest to że mamy wspólnych znajomych i wszyscy znamy tego marudę z telefonem
Pozdrawiam
Darz Bór | 17-12-2007 21:21 | Rakrzes | Dobrze napisane. Sama prawda. Pozdrowienia. | 17-12-2007 20:41 | jani | Darku, jesteś w dobrej passie. Pisz jeszcze, a czytelnikom trzeba powiedzieć o Twoich pracach. Przedtem to zrobiłem, zrobię i teraz! Darz bór! | 17-12-2007 18:21 | Tomek67 | Dobrze ujęte, znam to uczucie wszech obecnych telefonów. Jacy ludzie byli nieszczęśliwi 20 lat temu bez tego małego urządzenia :)))) DB | 17-12-2007 15:23 | Mysliwyy | Dobre.Znam to:)
Pozdrawiam |
| |