|
|
|
|
autor: Kulwap30-11-2005 Ach te zające...
|
Na to polowanie czekałem z niecierpliwością. Teren, na którym miało się odbyć znany był z obfitości tego zwierza potwierdzony faktem, iż w niezbyt odległym czasie padło tu 95 zajęcy w jednym polowaniu.
Od tygodnia nasłuchiwałem prognozy pogody z nadzieją, że zapowiadane ocieplenie i deszcze zamienią się w poprawniejszą dla polowania na zające temp. Minus 2-5 stopni, dwa trzy cm śniegu i słaby wiaterek. Przy takich właśnie warunkach polowanie polne ma swój niespotykany urok. Prognozy jak zwykle do końca się nie sprawdziły. W oczekiwanym dniu temperatura była dodatnia (+5 stopni) wiaterek słaby ale pola nie poddały się topnieniu spadłego w niewielkiej ilości śniegu - były białe.
Zaczęło się polowanie. Zniecierpliwiona brać zebrana na zbiórce wysłuchała jeszcze uwag o bezpieczeństwie, komunikatów organizacyjnych i informacji podawanych przez prowadzącego. Rozpoczęło się pierwsze pędzenie, w którym wypadło mi skrajne stanowisko przy wysokim ściernisku na prawej flance. Ledwie do niego doczłapałem się po wysoko oranej miękkiej roli gdy głos trąbki nakazał pędzenie. Dość zmęczony nie rozstawiłem nawet taboretu, gdy ze ścierniska poderwał się zając tuż obok mnie pędząc poza miot. Z nieuregulowanym jeszcze oddechem oddałem dwa następujące po sobie strzały wyraźnie widoczne z tyłu pędzącego w prawo zająca. Pierwszy ze 2 metry a drugi z 1 metr za nim. To co mi się zdarzało w poprzednich latach i tutaj się powtórzyło: strzały spóźnione a poprawka zbyt mała. Po strzałach, w odległości około 100 metrów zerwał się zając i pobiegł na linię myśliwych. Jak się później okazało, po wykonaniu kilku nawrotów i zmian kierunku biegu trafił na sztych na mego sąsiada z lewej Zbyszka i tam już został. Po kilku minutach gdy naganka zbliżyła się na odległość około 60 metrów ze ścierniska w odległości około 20 metrów podniósł się następny zając i biegnąc wzdłuż linii naganki skutecznie uniemożliwił mi zrobienie użytku z trzymanej dwudziestki. Pierwsze wrażenia miałem już za sobą. Wyciągałem też pierwsze wnioski.
Następne trzy pędzenia oszczędziły mi amunicji chociaż nie pozbawiły widoku zajęcy. Te jednak jakoś mnie omijały przebiegając koło mnie w odległości „demonstracyjnej” tzn. pozwalając na dość dokładne obejrzenie ale w odległości przekraczającej oddanie skutecznego strzału. Piąte pędzenie. Teren posiekany ugorami i krzakami. Musimy także uwzględnić chałupkę stojącą w linii myśliwych. W stosownej odległości od chałupy stanowisko otrzymuje Staszek, moje wypada po środku ugoru szerokiego na ok. 40 metrów, a z prawej strony staje Tadek. Obaj sąsiedzi mają przed sobą szerokie łany oziminy przykrytej cienką warstewką śniegu. Naganka ruszyła. Z daleka widzę pędzącego zająca, który wpadł w chaszcze „mojego” ugoru i tam się zatrzymał. Po chwili drugi, za nim trzeci i czwarty. Wszystkie zatrzymały się w bujnych szarych chwastach. W trakcie jak naganka zbliżała się do ugoru najprawdopodobniej jeden z zajęcy (ten niecierpliwy) ruszył do przodu. Gdy był w odległości około 100 metrów zauważyłem coś poruszającego się w chwastach. Podniosłem się ze stołka, aby lepiej widzieć. Mój ruch wystarczył, aby zając z chwastów zboczył na oziminę obok i dostał się wprost pod lufę Tadka.
Stojąc z flintą w rękach zauważyłem biegnącego wprost na mnie zająca. W chwili gdy składałem się do strzału zając zmienił kurs w prawo pokazując mi cały swój prawy bok co wystarczyło, aby pięknie zrolował po strzale z jednej lufy oddanym na odległość 20 metrów. Kątem oka spostrzegłem, że w ślad za tym pędzi następny szarak. Znieruchomiałem, a gdy zbliżył się na odległość podobną jak poprzedni wycelowałem w dół przednich skoków i ponownie nacisnąłem spust. Zając zrolował do przodu i został. Trzeci po strzałach oddanych do dwu kotów także zmienił kurs i po szerokim polu zbliżał się szybko do stanowiska z lewej. Po małej chwili trafiony pięknym strzałem Staszka wykonał „młynka”. W tym pędzeniu padł na lewej flance jeszcze jeden szarak. W dalszej części polowania najatrakcyjniejszym była tzw. „furmanka”, która w trakcie śniadania tradycyjnie zmienia się w bufet pełen własnoręcznie wykonywanych smakołyków. Tym razem kosztowałem kiełbasy z dzika Janusza, karpia w occie Zbyszka, Wyśmienitej kaszanki i specjalnego smalcu Andrzeja i borowików robionych według specjalnej receptury Zenka. Dalsza część polowania przebiegała także ciekawie choćby ze względu na fakt awarii koła w podwodzie przez co zrezygnowaliśmy z kilku pędzeń. Jedyne czego żałowałem to, że ze względu na kategoryczne przepisy nie mogłem solidnie oblać mojego wielkiego – jak uważam - sukcesu z kolegami. Ale myślę, że na to też znajdzie się stosowna okazja........
|
|
| |
01-12-2005 10:59 | Partner | No cóż Kulwapie.
Gratulacje z całego serca. Dlaczego ja tak lubię polowanie na zające ? | 30-11-2005 13:30 | Alej..... | Kulwap, toż Ty jednego przepisu nie potrafisz już złamać ...
Masz świadomość!? |
| |
|
|