strona główna forum dyskusyjne

























DO DWÓCH RAZY SZTUKA

Zbliżał się termin wyjazdu na polowanie na łosia do Szwecji. Nie mogłem się już doczekać, liczę dni, jeszcze tydzień, jeszcze 5 dni, już jutro i jest! Wyjechaliśmy z Tarnowa w nocy z 29 na 30 sierpnia w trójkę: ja, Rafał i Piotr a po drodze z Olsztyna zabraliśmy Leszka. Ja i Leszek jechaliśmy na łosia już po raz drugi ale w zeszłym roku Hubert nie był dla nas łaskawy. Mięliśmy polować na zaproszenie Biura Polowań "Mr. Trophy" ze Sztokholmu którego właścicielem jest wspaniały myśliwy i kompan Jerry Kilen.

Prom wypłynął z Gdańska w piątek o godz. 18 i na miejscu w Nynashamn byliśmy w sobotę o godz. 13. Niestety jeszcze na promie otrzymaliśmy przykrą wiadomość, że zmarł ojciec Rafała i jeszcze w tym samym dniu Rafał samolotem wrócił do kraju. Tak że zostało nas tylko trzech. Po przenocowaniu jednej nocy w Sztokholmie, ruszyliśmy w łowisko. Mieliśmy do pokonania około 500 km. na północ w okolice miasta Sundsvall i jeszcze około 55 km. na zachód. Teren polowania to około 5000 ha lasów.

W Szwecji poluje się tylko na prywatnych terenach gdzie mogą polować tylko właściciele gruntu. Polowaliśmy w następującym składzie: Ove I, OveII, Ake, Rickard, Keith, Kiell, Ula (nazwany przez nas d'Artagnan - patrz zdięcie), Jerry, Leszek, Piotr i ja. W Szwecji poluje się na łosie pędzeniami. W miot idzie jeden lub dwóch myśliwych z psem i pędzi się obszar około 400 do 500ha. Na stanowiskach, wyznaczonych przez szwedzkich myśliwych siedzi się około 2-3 godzin, chociaż w jednym miocie siedzieliśmy 9 godzin. Był to miot tzw. odwracany, gdzie siedzi się na jednym stanowisku a pędzi się ze wszystkich stron. Pies jest wyszkolony tylko na łosie i każdą inną zwierzynę ignoruje. Polowaliśmy z psem rasy Gruhund ( w tłumaczeniu - szary pies ) własność Jerrego Kilena. W miocie pies oszczekuje tylko stojące łosie i delikatnie pędzi je w kierunku myśliwych, więc z chwilą kiedy usłyszy się psa, pełna mobilizacja na stanowisku.

W pierwszych trzech dniach prawie w każdym miocie były łosie ale drwiły z nas w bezczelny sposób, albo uchodziły bokiem albo uchodziły do tyłu. W czwartek Szwedzi zdecydowali, że zapolujemy, jak to określili w "spiżarni", czyli biorąc pod uwagę ich zachłanność na mięso, w miejscu super pewnym. Pierwszy miot potwierdził to w 100%. Przez "komórki" poinformowano nas że w miocie jest duża klępa, byk i kilka niezidentyfikowanych łosi. Jak to sami określiliśmy, pełna elektryka na stanowiskach. Po godzinie od zajęcia stanowisk usłyszałem strzał i zbliżające się psy ( pędził wtedy d'Artagnan ze swoimi trzema psami ) i zobaczyłem dużą klępę pędzącą wzdłuż linii na stanowisko Leszka. Była ode mnie około 150 metrów za drzewami, bez możliwości strzału. Wypadła na Leszka w pełnym biegu i Leszek wykorzystał szansę. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nie pamiętają tak dużej krowy strzelonej na tym terenie. Ważyła ponad 400 kg. No to już było coś, czwarty dzień polowania i wreszcie jakieś efekty.

W piątek do godziny 14 zrobiliśmy dwa pędzenia, które okazały się zupełnie puste. Był to ostatni dzień naszego polowania. Koledzy Szwedzi zaproponowali wówczas, abyśmy wszyscy udali się na odpoczynek, i wzięli dwa mioty w sobotę na terenie "spiżarni". My oczywiście chętnie na taką propozycję przystaliśmy. Co prawda mieliśmy w tym 6 dniu wędkować ale alternatywa zapolowania jeszcze w sobotę była absolutnie jasna.

W pierwszym miocie, w sobotę, wypadło mi siedzieć na zrębie, na dużym kamieniu, na który wychodziło się po drabince. Zajęliśmy stanowiska około godz. 6 rano. Przed siódmą usłyszałem strzał ze stanowiska Leszka, który siedział po mojej prawej stronie. Po 20 sekundach zobaczyłem byka pędzącego w moim kierunku i na 80 metrów strzeliłem na komorę. Byk wyraźnie zaznaczył i wyhamował ustawiając się do mnie na "blachę" w odległości około 40 metrów. Drugi strzał komorowy powalił go ostatecznie. Byłem przekonany że to Leszek strzelał do "mojego" byka, ale po zejściu ze stanowisk okazało się, że Leszek strzelił dwuletnią jałówkę. No, to była już pełnia szczęścia. Pozostał tylko żal, że Piotr nie miał tyle szczęścia co my.

Jeszcze w tym samym miocie Kjell ze Sztokholmu, strzelił krowe i łoszaka, tak że nasze polowanie zakończyło się pełnym sukcesem, zarówno w przekonaniu naszym jak i szwedzkich myśliwych. Skończyło się wyjątkowe polowanie, pozostawiając niezapomniane wspomnienia na całe życie. Już dzisiaj wszyscy planujemy polowanie w przyszłym roku na ptaki, wspólnie z Jerrym na dalekiej Laponii. Myślimy, że możliwość pozyskania głuszczca, cietrzewia lub pardwy będzie równie atrakcyjna jak polowanie na łosie. Do zobaczenia Jerry w przyszłym roku.

Opracował 17/10/2002
Wiesław Kozik
Prezes K.Ł.Jaźwiec w Tarnowie



PS - polowałem w tym terenie również rok wcześniej

Powrót do polowań


Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.