Nadmiar lisów

3.11.2002r. - dzień Św. Huberta. W kalendarzu polowań stało napisane: zwierzyna gruba i drobna. Łowczy obiecał dziki (są na pewno) i jelenie (widziane przez wielu).
W pierwszym miocie padły 3 lisy, a powinno więcej. I tak już było do końca. Inny zwierz był widziany, a jeden byk jelenia nawet strzelany (bez efektu), ale kładły się tylko lisy. W sumie, w obwodzie gdzie strzelamy jelenie, daniele, sarny, dziki, borsuki, jenoty, kuny, tchórze, zające, bażanty, kaczki i jeszcze trochę innych gatunków, na tym polowaniu strzeliliśmy tylko i aż 10 lisów. To rekord naszych polowań.
Najciekawszą przygodę miał Krzysiek. Strzelił do lisa, ten zrulował w ogniu, wpadł do rowu, po czym wystawił z niego łeb. Krzysiek strzelił po raz drugi - łeb zniknął. Gdy podszedł na miejsce, znalazł dwa lisy. Jak w książkach, co? Ale tak było naprawdę.
W ostatnim miocie zobaczyłem... Nie! Najpierw usłyszałem strzał z lewej, a potem dopiero zobaczyłem rudy płomień przemykający z szybkością błyskawicy między drzewami. Strzałem z przyrzutu zgasiłem go 20 metrów przed sobą. To był wyjątkowo trudny strzał. Lis po pudle kolegi z lewej dostał nieziemskiego przyspieszenia, a przede mną było naprawdę gęsto. Jestem bardzo zadowolony!