To były moje jedyne dobre kury. W naszych obwodach było ich niewiele, a nie miałem wcześniej (ani później) okazji skorzystać z zaproszenia.
Było to za Siewierzem, miałem wtedy psa, wyżła w pierwszym polu. Obaj spisaliśmy się nieźle. On wystawiał i aportował, ja strzelałem bez pudła (no, prawie bez). Dobry stan zwierzyny uzupełniała piękna, jesienna pogoda i zacne towarzystwo.
A dziś... Czyżby dobre kury stały się już tylko wspomnieniem?